Stan faktyczny tej sprawy przypomina nieco scenariusz filmu akcji i dramatu. Ciężarna urodziła dziecko w samochodzie, który pędził ulicami Warszawy, najpierw ściagany przez Policję – później zaś w jej eskorcie, od szpitala do szpitala. Na porodówce brak było bowiem miejsc, a związany poleceniami kierownictwa szpitala lekarz odmówił przyjęcia pacjentki na oddział. W sprawie tej istnieje szereg ciekawych zagadnień. Jak powinna się zachować pacjentka w takiej sytuacji? Co ma robić lekarz, skoro na porodówce brak miejsc? Na ile związany jest polecaniami szefów? Ostatecznie – co na to sądy.
Noc. 8 września 2000 r. O godzinie 2:40 do izby przyjęć jednego z warszawskich szpitali klinicznych zgłosiła się Katarzyna T. wraz ze swym mężem. Poinformował on lekarza, że jest to trzecia ciąża pacjentki, a skurcze porodowe występują co 7-10 minut. Lekarz natychmiast zbadał pacjentkę i ocenił jej stan jako dobry, zaś samo rozwarcie szyjki macicy na 3 cm. Następnie wykonał KTG, które pokazało, że skurcze macicy występują co 5-7 minut. Lekarz uznał, że pacjentkę trzeba hospitalizować.
Na bloku porodowym brak było jednak miejsc. Pacjentka korzystała wcześniej z usług tego szpitala i była informowana, że w przypadku braku miejsc będzie kierowana do innej placówki.
Zarządzenie zarówno dyrektora szpitala, jak i szefa dyżuru, było takie, iż w przypadku braku wolnych miejsc na bloku porodowym należy odmawiać hospitalizacji w tym szpitalu i kierować pacjentów do innych jednostek. Wobec tego lekarz odmówił przyjęcia Katarzyny T., jednakże zachował się aktywnie – zadzwonił do innego szpitala i z lekarzem dyżurującym na bloku porodowym uzgodnił przyjęcie pacjentki.
Tego dnia wcześniej odesłano do innych szpitali już kilka pacjentek.
Mąż pacjentki, ujmując to nad wyraz delikatnie, zdenerwował się. Doszło do kłótni trwającej 20 minut, podczas której mąż groził zawiadomieniem o sprawie mediów. Pacjentka w końcu przekonała partnera, że trzeba udać się do innej placówki.
Jeszcze przed wyjściem ze szpitala zaczęła jednak krwawić. Niezwłocznie po zajęciu miejsca w aucie rozpoczęła się akcja porodowa. Wobec tego mąż zaczął jazdę (z nadmierną prędkością – co jest dość zrozumiałe) do kolejnego szpitala. Pościg za samochodem wszczęła Policja – szybko jednak zorientowano się w sytuacji i policyjny pościg zamienił się w eskortę.
Kiedy dotarto do kolejnego szpitala problemy nie skończyły się – lekarz dyżurny izby przyjęć nic bowiem o sytuacji nie wiedział. Zareagował jednak błyskawicznie, wybiegł przed szpital do rodzącej, asystował jej w trwającym jeszcze porodzie, odebrał go, odpępnił dziecko i zawinięte w sterylnej gazie położył na brzuchu matki. Dziecko urodziło się zdrowe – otrzymało 10 punktów w skali APGAR.
Rozsierdzony mąż zawiadomił o sprawie media, w tym redakcje tzw. tabloidów oraz ekipy telewizyjne, który przybyły pod szpital.
Sąd dyscyplinarny nad lekarzem
Sprawa trafiła pod osąd lekarskiego sadu dyscyplinarnego. W I instancji lekarza uznano winnym popełnienia przewinienia zawodowego polegającego na tym, że pełniąc dyżur odmówił przyjęcia do porodu rodzącej i nie zapewnił jej fachowej opieki medycznej w drodze do innego szpitala – a tym samym podjął decyzję wysokiego ryzyka o możliwości porodu bez asysty medycznej.
Naczelny Sąd Lekarski wyrok utrzymał w mocy.
Sprawa cywilna – I instancja
Katarzyna T. zdecydowała się pozwać szpital oraz lekarza. Domagała się opublikowania przeprosin oraz zasądzenia 40.000 zł. Sąd Okręgowy w W. oddalił jednak powództwo. Logika Sądu była następująca:
- lekarz prawidłowo zbadał pacjentkę i ocenił jej stan właściwie – jako poród fizjologiczny,
- prawidłowo zdecydował o konieczności hospitalizacji i nie odesłał pacjentki do domu,
- lekarz nie miał wpływu na sytuację na bloku porodowym,
- decyzja o odmowie przyjęcia na oddział nie była arbitralna – lekarz był związany zarządzeniami, przede wszystkim szefa dyżuru,
- w zarządzeniu dyrektora szpitala była mowa o zapewnieniu „transportu” a nie zapewnieniu „transportu medycznego”,
- co więcej, jak ustalono szpital po godz. 15-tej nie dysponował karetką, w zw. z czym należało wezwać karetkę ze stacji Pogotowia Ratunkowego – jej przyjazd zabrałby około kwadransa; tymczasem, mąż pacjentki dysponował samochodem, a godzinach nocnych przejazd do kolejnego szpitala, położonego w odległości 3 km, zabrałby mu 3-5 minut,
- lekarz skierował pacjentkę do innego szpitala, konsultując wcześniej telefonicznie sytuację z lekarzem pełniącym dyżur na bloku w innym szpitalu,
- lekarz nie może ponosić odpowiedzialności za organizację opieki medycznej,
- ostatecznie sąd zwrócił uwagę, że zachowanie męża, choć poniekąd usprawiedliwione troską o dobro matki i dziecka, przekraczało normy zachowania, a nadto wywołana przez niego awantura przedłużała pobyt w szpitalu, w którym nie można było odbyć porodu.
Wobec takiego stanu rzeczy powództwo zostało oddalone.
Dość przekonywujące, prawda? Czy jednak aby na pewno prawidłowe…?
Sąd Apelacyjny w W. był bowiem innego zdania. O tym zaś w części drugiej.
Ja już przywykłem do tego że mamy państwo w państwie a ludzie wydający wyroki, no cóż nie zawsze znajdują się tam gdzie na prawdę ich miejsce
z jednej strony jesteśmy zachęcani do powrotu do kraju a tu takie jaja a wiadomo szpital miał związane ręce z powodu oszczędności i braku funduszy które wydziela nasz rząd a fundusze te pochodzą z naszych podatków które zamiast na swoich obywateli trafiają do Grecji Afganistanu itd……
Lada chwila opublikujemy część 2 – optyka ulegnie zmianie
Hmm rozumiem, że "logika sądu" dotyczy tylko odpowiedzialności indywidualnej lekarza, a co z odpowiedzialnością szpitala? Z jednej strony dyrekcja szpitalu tłumaczyć będzie się tym że "System" jest zły, z drugiej jednak strony osoba, która co miesiąc płaci nie małe podatki między innymi na "darmową" służbę zdrowia ma konstytucyjne prawo do świadczeń zdrowotnych zgodnych z najlepszą wiedzą medyczną, zasadami etyki zawodowej oraz udzielanych ze szczególną starannością. Mówiąc kolokwialnie "guzik" mnie obchodzi czy szpital ma komplet na porodówce czy lekarz jest zmęczony czy to, że akurat nie ma karetki – nie rolą pacjenta jest zadbanie o to.
Czekam z niecierpliwością na 2 część