Lekarzom najczęściej stawia się zarzut z art. 160 lub 162 k.k. Chodzi o narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, bądź o nieudzielenie pomocy człowiekowi znajdującemu się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Z danych udostępnionych przez Departament Postępowania Przygotowawczego Prokuratury Generalnej wynika, że w 2010 roku umorzonych zostało 856 spraw dotyczących „błędu lekarskiego”. Pewną część z nich analizie poddała Prokuratura Generalna. Zdaniem analizujących, w tej grupie w 60 procentach spraw niezasadnie wydano postanowienie o umorzeniu postępowania. Jest to okazja do kilku słów refleksji w tym przedmiocie.
Moim zdaniem z powyższego stwierdzenia nie można wyprowadzić prostego wniosku, iż na pewno w tych sprawach doszło do popełnienia przestępstwa, a mimo to prokurator nie zdecydował się na wniesienie aktu oskarżenia. Jak wskazuje sama prokurator Anna Świtalska-Kozyra z Departamentu Postępowania Przygotowawczego Prokuratury Generalnej, w wielu przypadkach postanowienia o umorzeniu zapadły bez należytego wyjaśnienia istotnych dla rozstrzygnięcia sprawy kwestii i przy zaniechaniu przeprowadzenia niezbędnych dowodów, co pozwoliłoby na wszechstronne wyjaśnienie okoliczności sprawy. Słowem umorzenie było przedwczesne.
Nadto, jak wskazano, w 12,5 procentach spraw nie powołano biegłego mimo, że istniała ku temu potrzeba.
Uważam, że istnieje inny, głębszy i bardziej powszechny problem. To bezkrytyczne podejście do opinii biegłych.
Przykład z mojej praktyki: pacjent zgłosił się do lekarza rodzinnego stwierdzając, że kilka dni temu odczuwał pobolewania w okolicach klatki piersiowej, ale obecnie one ustąpiły. Lekarz zlecił EKG. Łącząc wynik tego badania wraz z wywiadem od pacjenta stwierdził, iż pacjent ten najpewniej przeszedł zawał. Skierował go więc do kardiologa w trybie ambulatoryjnym. Pacjent ostatecznie trafił do szpitala, gdzie stwierdzono świeżo przebyty zawał. Kardiolodzy poinformowali pacjenta, że wskazania badania EKG powinny skłonić lekarza rodzinnego do natychmiastowego skierowania pacjenta do szpitala, a nie kardiologa w trybie ambulatoryjnym.
Biegli w swej opinii na kilku stronach opisali na czym polega zawał, jak on przebiega etc. Odniesienia do realiów sprawy i wnioski ograniczyły się do kilku, może kilkunastu zdań, które nie wcale nie rozwiązywały problemu, czy w obliczu wywiadu uzyskanego od pacjenta brak natychmiastowego skierowania go do szpitala narażał pacjenta na śmierć lub ciężki uszczerbek na zdrowiu. W oparciu o taki materiał dowodowy prokurator sporządził i skierował akt oskarżenia. Sąd (mądry!) przeczytał i podszedł krytycznie do materiału dowodowego. Nie skierował sprawy na rozprawę, lecz zwrócił ją prokuratorowi celem uzupełnienia braków postępowania, podkreślając, że opinia nie tylko jest lakoniczna i nie odpowiada na podstawowe pytania, ale jest także wewnętrznie sprzeczna. Opinia kosztowała Skarb Państwa kilkanaście tysięcy złotych.
Kolejna rzecz – większość postępowań prowadzi nie prokurator, lecz Policja, a prokurator jedynie nadzoruje. Brak należytego nadzoru niestety pokutuje.
Przykład? Proszę bardzo. Dyspozytorowi medycznemu postawiono zarzut narażenia pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, albowiem nie wysłał karetki pogotowia do pacjenta, który w istocie doznał wylewu. Policja zabezpieczyła nagranie rozmowy telefonicznej. Było ono słabej jakości. Zamiast jednak wysłać je do biegłego z zakresu fonoskopii celem odtworzenia przebiegu rozmowy (albowiem dyspozytor twierdził, że nakazał rodzinie pacjentki, która źle się czuła zmierzenie jej ciśnienia tętniczego krwi i oddzwonienie, a rodzina zdecydowała się nie oddzwaniać) nieustalony policjant odtworzył je na komputerze, spisał „notatkę”, której nawet nie podpisał. Fragmenty dla niego niezrozumiałe opisał jako „nie słychać” (akurat były to słowa wypowiadane przez dyspozytora). Taki materiał dowodowy stanowił punkt wyjścia do sporządzenia opinii przez biegłych. Nie dość, że nie zaangażowano tu specjalisty od fonoskopii, to jeszcze nie sporządzono protokołu z odtworzenia zapisu dźwiękowego, czego bezwzględnie wymagają przepisy Kodeksu postępowania karnego. Biegli sporządzili lakoniczną opinię, za którą pobrali kilkanaście tysięcy złotych wynagrodzenia. Opinia z uwagi na wadliwość materiału dowodowego stanowiącego podstawę do jej wydania była nic nie warta. A wystarczyłoby aby prokurator przed powołaniem biegłych sprawdził poprawność wykonania czynności przez Policję. Skarb Państwa, jak widać, jest zasobny…
W styczniu br. w Prokuraturze Generalnej zorganizowano szkolenie dla prokuratorów dot. przestępstw dotyczących narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu przez lekarza będącego gwarantem bezpieczeństwa osoby zagrożonej – omówione powyżej przypadki wskazują, iż jest to krok w dobrym kierunku.
W kwietniu 2006r. zwróciłam się do jednej z warszawskich prokuratur rejonowych z zarzutem przeciwko prof. Chazanowi, który przez 2 lata odradzał i odmawiał mi usunięcia dwóch mięśniaków macicy, odmówił badania bezpośrednio przed planowaną ciążą, a potem okazało się, że dziecko umarło uwięzione między tymi mięśniakami. Po poronieniu stan macicy był tak poważny, że groziła mi amputacja tego narządu i następnie całkowita niepłodność. Prokuratura prowadziła postępowanie z art. 157.1 kk. Opinia biegłych, przytoczona w kolejnym umorzeniu sprawy, zawierała szereg błędów, jak ignorowanie orzeczenia ekspertów MZ w sprawie odpowiedzialności lekarza za poronienie, podawanie nieprawdziwego przebiegu zdarzeń, ignorowanie dokumentacji medycznej. Szczególnym kuriozum było uznanie przez biegłych wiarygodności fałszywego wpisu prof. Chazana o braku owulacji mimo dostępności karty obserwacji cyklu, potwierdzającej owulację, a także faktu rozpatrywania przez biegłych stanu zdrowia kobiety w ciąży. Zapłodnienie u kobiety bez owulacji jest zdaniem biegłych sądowych możliwe. Gdy mój mąż zwrócił uwagę prokuratorowi na absurdy w opinii biegłych, usłyszał, że opinia biegłych jest dla prokuratora obowiązująca. Zatem, jak widać, biegli mają władzę nad prokuratorem, który bez względu na treść opinii ma związane ręce i winny lekarz pozostaje bezkarny. Nie miałam możliwości wniesienia prywatnego aktu oskarżenia i lekarz, który wyrządził krzywdę naszej rodzinie, jak dotąd nie poniósł odpowiedzialności, a my nie uzyskaliśmy żadnego zadośćuczynienia za doznane szkody.
Ani prokurator ani sąd nie jest "związany" opinią biegłych. Niejednokrotnie, choć niestety niezbyt często, spotkałem się z sytuacją, gdy organ powoływał kolejnego biegłego, dostrzegając "słabość" opinii. Wymaga to jednak krytycznego podejścia do materiału dowodowego (organy procesowe niestety dość często przyjmują opinię "taką jaka jest", zasłaniając się brakiem włąsnej wiedzy specjalistycznej ; nadto, dochodzi do tego rola statystyki, w niektórych jednostkach "królowej nauk" – sprawa szybko zamknięta, numer zaliczony, sprawność postępowania w statystykach załatwiona). Odnośnie aktu oskarżenia – owszem, prywatny a/o nie wchodził w grę, ale tzw. subsydiarny a/o już tak. Przykro mi z powodu tego co Panią spotkało.