Odwiedzając strony internetowe niektórych praktyk lekarskich, przychodni etc. uwagę przykuwa fakt, że niektórzy lekarze przedstawiają siebie jako „doktora”, choć w istocie doktorami nie są. Stopień doktorski jest stopniem naukowym, którego warunkiem uzyskania jest pomyślna obrona rozprawy doktorskiej i stosowna uchwała o nadaniu stopnia. Tytuł lekarza jest tytułem zawodowym (podobnie jak magister). Jest jednak rzeczą ogólnie przyjętą, że do lekarzy zwracamy się grzecznościowo „per doktor”. Świat zachodni posługuje się również pojęciem doktora. Czy zatem „tytułowanie” się przez lekarzy, którzy stopnia doktorskiego nie mają, doktorami, może pociągać skutki prawne? Otóż może.
Mało już kto pamięta, że termin „lekarz” to pojęcie wprowadzone do obiegu w czasach sowieckich. Naczelna Rada Lekarska od pewnego czasu postuluje zmianę polegającą na zastąpieniu tytułu (zawodowego) lekarza – doktorem. Idea wydaje się słuszna. Póki co jednak przepisy regulujące wykonywanie zawodu lekarza (i lekarza dentysty) posługują się pojęciem lekarza a nie doktora.
Jeżeli lekarz nie posiada stopnia naukowego i sam tytułuje się (choć nie jest to do końca trafne pojęcie, ponieważ „tytuł naukowy” jest tylko jeden – profesorski, w przeciwieństwie do stopni naukowych, tj. doktora i doktora habilitowanego) doktorem może narazić się odpowiedzialność, przede wszystkim wykroczeniową.
Przywłaszczenie sobie stanowiska, tytułu lub stopnia albo publiczne używanie lub noszenie odznaczenia, odznaki, stroju lub munduru, do których nie ma prawa się prawa, jest wykroczeniem zagrożonym karą grzywny do 1.000 zł lub karą nagany.
Przez przywłaszczanie stopnia rozumie się bezprawne używanie go, czyli wprowadzanie otoczenia w błąd.
Żadnej racji bytu, bynajmniej z prawnego punktu widzenia, nie ma przedstawianie się jako lekarza medycyny (co nierzadko można zauważyć na pieczątkach lekarzy). Podobnie rzecz ma się z „doktorem medycyny” – właściwe określenie to „doktor nauk medycznych”.
Na koniec słów kilka na temat pojęć dentysty i stomatologa. Historycznie w Polsce mówiło się o dentystach. Takim terminem posługiwały się również przepisy od lat 20-tych minionego wieku. Lekarze dentyści, szczególni Ci skupieni w Polskim Towarzystwie Stomatologicznym, zabiegali o zmianę – w 1996 r. doszło do do transformacji tytułu zawodowego „lekarza dentysty” na „lekarza stomatologa”. Jednakże wraz z przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej nastąpił powrót do starej nomenklatury – na dzień dzisiejszy prawnie obowiązującym tytułem zawodowym jest „lekarz dentysta”. Jest jednak jeden wyjątek – otóż osoby, które nabyły uprawnienia do tytułu zawodowego lekarza dentysty na podstawie dotychczasowych (wcześniej obowiązujących przepisów), są uprawnione do używania tytułu zawodowego lekarza stomatologa.
Ostatecznie pamiętajmy, że nazywany obiegowo „weterynarz” to w istocie lekarz weterynarii.
Tekst ma charakter jedynie sygnalizacyjny, nie omawiamy w nim ew. odpowiedzialności cywilnej lub zawodowej (dyscyplinarnej) związane z opisanym zachowaniem.
A co z "lekarzami medycyny", którzy nabyli ten tytuł przed wejściem w życie dyrektywy unijnej????
Pytanie nie jest dla mnie zrozumiałe. Ustawa z 1996 r. o zawodzie operowała tytułami lekarza i lekarza stomatologa. Nie było "lekarza medycyny". Tak samo było w ustawie z 1950 r. o zawodzie lekarza. Skąd więc przeświadczenie, że ktoś "nabywał" tytuł zawodowy "lekarza medycyny" ? To obiegowe określenie, sądzę więc, że doszło do drobnego niezrozumienia – aczkolwiek mogę się mylić.
Przed II wojną światową w Polsce po studiach medycznych uzyskiwało się tytuł doktora medycyny w odróżnieniu od doktora nauk medycznych. Grzecznościowo do lekarza odnosimy się "panie doktorze" a nie "panie lekarzu". Nie jest błędem umieszczanie na pieczątkach tytułu "lekarz medycyny", chociaż taki tytuł nie ma umocowania prawnego.
Pani Tereso, dziękuję za komentarz. Czy mogłaby Pani wskazać na jakieś źródła/literaturę które odnosiłyby się do tytułu zawodowego lekarzy w okresie przedwojennym? Nie ukrywam, że pierwszy raz słyszę o takiej nomenklaturze.
Pani Teresa mija się trochę z prawdą. Poniżej link do skanu przedwojennego dyplomu LEKARZA:
http://biblioteka.gumed.edu.pl/admin/ckfinder/userfiles/images/zdjęcia/wystawy/Mosing dyplom lekarza_x_600.jpg
Nigdzie nie użyto stopnia doktora…
Piękne dzięki !
Czyli jednak lekarz nie ma nic wspólnego z okresem PRL a autor artykułu wprowadza w błąd, że to wymysł radziecki. Pacjent grzecznościowo zwraca się do lekarza, per panie doktorze, ale to nie powód, żeby lekarz mówił o sobie, ze jest doktorem.Do adwokata mówimy panie mecenasie, ale nie wyobrażam sobie, by ktoś napisał na szyldzie mec. Kowalski zamiast adwokat Kowalski.
Przyznaję – ten fragment tesktu rzeczywiście jest dyskusyjny (i najpewniej błędny). Swoje stanowisko oparłem na wypowiedzi przedstawiciela Naczelnej Izby Lekarskiej. Sprawdziłem jednak źródła normatywne – faktem jest, że ustawa z dnia 13 lipca 1920 r. o szkołach akademickich i wydane do niej rozporządzenie wykonawcze (tj. rozporządzenie Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w porozumieniu z Ministrem Zdrowia Publicznego z dnia 14 kwietnia 1922 r. w przedmiocie uznawania zagranicznych dyplomów lekarskich dla wykonywania praktyki lekarskiej w Państwie Polskim) posługują się pojęciem "lekarza".
Utarło się już, że przed nazwiskiem stosuje się skrót lek. zamiast dr. no chyba, że chodzi o kraje zachodnie, tam jest inaczej
"Żadnej racji bytu, bynajmniej z prawnego punktu widzenia" Hm, aby na pewno "bynajmniej"?
http://pl.wiktionary.org/wiki/bynajmniej
"żadnej racji bytu, bynajmniej z prawnego punktu widzenia (…)"
zacytuję internety:
"BYNAJMNIEJ" to nie "PRZYNAJMNIEJ" kur…!!!
Przywłaszczenie sobie tytułu zawodowego powinno być karane grzywną od 5.000 zł, a nawet karą pozbawienia wolności, ponieważ oszustwo może spowodować uszczerbek na zdrowiu innych ludzi.
"Naczelna Rada Lekarska od pewnego czasu postuluje zmianę polegającą na zastąpieniu tytułu (zawodowego) lekarza – doktorem. Idea wydaje się słuszna".
A niby dlaczego? Doktor to stopień naukowy, więc nie ma sensu wprowadzać identycznego tytułu zawodowego.
"Jeżeli lekarz nie posiada stopnia naukowego i sam tytułuje się (choć nie jest to do końca trafne pojęcie, ponieważ „tytuł naukowy” jest tylko jeden – profesorski, w przeciwieństwie do stopni naukowych, tj. doktora i doktora habilitowanego) doktorem może narazić się odpowiedzialność, przede wszystkim wykroczeniową".
Tytuł naukowy jest jeden, ale są jeszcze tytuły zawodowe.