O błędach medycznych mówi się coraz częściej i głośniej. Coraz więcej spraw dot. błędów znajduje swój epilog na sali sądowej. Dość powszechnie uważa się, że dopuszczenie się błędu w sztuce medycznej jest wyrazem niekompetencji lekarza, miarą braku jego umiejętności, doświadczenia bądź wiedzy. Błąd pojmuje się jako odchylenie od normy i potępia się. Ciekawe spojrzenie na problematykę błędu medycznego, jego powszechności i nieuchronności prezentuje Atul Gawande, lekarz, chirurg ogólny oraz endokrynolog, autor takich książek jako „Komplikacje” czy „Lepiej”.
Gawande stawia tezę, że wszyscy lekarze popełniają błędy. Powołuje przy tym wyniki projektu badawczego „Harvard Medical Practice Study”. Stwierdza on że na 30.000 przeanalizowanych przypadków hospitalizacji pacjentów u prawie 4 % pacjentów na skutek leczenia pojawiły się komplikacje, które doprowadziły do przedłużenia leczenia, trwałych uszkodzeń i śmierci. Dwie trzecie z owych komplikacji było skutkiem nieprawidłowej opieki medycznej.
Zdaniem Atula Gawende błędy są demonizowane, co sprawia, że lekarze boją się do nich przyznawać i o nich rozmawiać.
Wydaje mi się, że jest również wynikiem nastawienia pacjentów, którzy w istotnej większości zdają się zakładać, że lekarz ma klucz do tajemnicy ich chorób i cierpień, wie wszystko. W takiej sytuacji mówienie o swoich błędach, niepewności dot. swojej wiedzy lub umiejętności przychodzi lekarzom trudno.
Tymczasem medycyna nie tylko jest w dalszym ciągu bezsilna wobec wielu schorzeń, ale przyczyn wielu dolegliwości do dzisiejszego dnia nie udało się nawet ustalić – do dziś nie wiemy dlaczego ludzie zapadają na stwardnienie rozsiane, bóle pleców w istotnym zakresie pozostają tajemnicą. Z kolei jak wskazuje David H. Newman odpowiedź na pytanie co powoduje strzelanie w stawach palców będzie różna w ustach w chirurga dłoni, ortopedy i reumatologa. Podzielić należy myśl Newmana, iż posiadanie przez pacjentów gruntownej wiedzy na temat ograniczeń medycyny może pozwolić im odzyskać opanowanie i kontrolę nad swoją chorobą, ciałem i samopoczuciem.
Wracając do Atula Gawande – za dość trafną należy uznać tezę autora, że w sytuacji popełnienia błędu niewystarczającym jest postawienie pytania co lekarz mógł albo powinien zrobić inaczej, ponieważ lekarz jest ostatnim w łańcuchu zdarzeń, które prowadzą do porażki – aby minimalizować ryzyko popełnienia podobnego błędu w przyszłości trzeba zatem gruntowanie zbadać i skorygować proces tworzenia się błędu (nie skupiając się wyłącznie na jednostce).
Gawende stwierdzając, że popełnianie błędów jest nieuniknione przytacza wiele ciekawych przykładów. W jego ocenie nawet bardzo doświadczeni chirurdzy w przypadku przeprowadzania prostego zabiegu usuwania pęcherzyka żółciowego (cholecystektomia laparaskopowa) metodą laparoskową w jednym na dwieście przypadków uszkodzą główne drogi żółciowe. Następstwem tego może być trwałe uszkodzenie wątroby, a nawet śmierć pacjenta.
Kolejnych jest wiele:
- śmierć pacjentki w trakcie podawania znieczulenia ogólnego (do ekstrakcji zęba) – anestezjolog wprowadził rurkę intubacyjną do przełyku zamiast tchawicy, na skutek czego pacjentka zmarła z powodu braku tlenu,
- chirurg ogólny przyjął pacjenta skarżącego się na niezwykle silny ból brzucha – postawił diagnozę (kamień nerkowy) nie wykonując badania obrazowego. Wykonane później badania wykazały pękniętego tętniaka aorty brzusznej. Pacjent zmarł.
Lekarz to nie maszyna. Ma prawo popełnić błąd, jak każdy człowiek, każdy profesjonalista. Skutki błędów są o tyle dotkliwe, że dotyczą człowieka. Nie mniej jednak ocena, także społeczna, błędu powinna zawsze dotyczyć konkretnego przypadku w konkretnych okolicznościach.
I co ważne – leczenie, w szczególności operacyjne, często niesie ze sobą ryzyko wystąpienia powikłań. Sam fakt ich wystąpienia nie świadczy już o błędzie lekarza.
Ciekawy tekst, ale chyba jeszcze dużo czasu upłynie zanim lekarze zaczną przyznawać się do błędów. Jeden błąd może skasować renomę wypracowaną latami, a to wysoka cena.
=
Joanna Lazer
W zupełności się zgadzam z powyższym tekstem, mimo że jestem ofiarą błędu medycznego. W wyniku błędnej diagnozy odeszła moja Córeczka. Każdy przypadek należy potraktować indywidualnie. Wszystko zależy od tego, w jakich okolicznościach doszło do popełnienia takowego błędu. W moim przypadku lekarz niemal mnie zignorował, choć aktualnie dysponował czasem. Nie wykonał podstawowych czynności, które powinien był wykonać. Postawił błędną diagnozę, mając przed sobą wynik badania, który ewidentnie wskazywał na zagrożenie śmiercią. Gdyby poświęcił odpowiedni czas na przeanalizowanie, najprawdopodobniej moje Dziecko by żyło.
W tym przypadku chodzi o to, że nie zrobił wszystkiego co mógł zrobić w tej sytuacji, a właściwie nie zrobił NIC! Uważam, że taka osoba powinna odpowiedzieć za swoje postępowanie.
Czasem lekarzy trzeba bronić i zgadzam się z tym, niektórzy są bardzo narażeni na popełnienie błędu.
Znam osobiście taki przypadek. Operacja wymiany stawu biodrowego. Po kilku miesiącach ból, zaczyna się sączyć z rany pooperacyjnej. Pacjent robi zdjęcie. Okazuje się, że widać tam "coś cienkiego – jakąś krechę". Cała operacja była przeprowadzona bez zarzutu, okazało się, że zostawiono kawałek nici chirurgicznej w środku. Lekarz przyznał się do błędu, przeprosił pacjenta (!). Naprawił szkodę, wyciągnął kawałek nici, którą przez przypadek zostawił. Ten lekarz zasługuje na pełen szacunek. Przeprowadza takich operacji na pewno kilka w ciągu dnia. Czasem może coś pójść nie tak. To się zdarza – lekarz też człowiek.
Dlatego jak napisałam w poprzedniej wypowiedzi, każdy przypadek należy rozpatrywać indywidualnie i zastanowić się nad tym, czy lekarz zrobił wszystko co powinien w danej chwili.
Bardzo mi przykro to słyszeć. Na czym konkretnie polegał błąd decyzyjny ? Myślę, że może być to przestroga dla kolegów położników. Czy może się Pan/Pani do nas odezwać na "priv" ?