Prawidłowa diagnoza ma kluczowe znaczenie dla wdrożenia właściwego leczenia, a tym szybkiego powrotu do zdrowia chorego. Błędy popełnione podczas badań diagnostycznych mogą wyrządzić pacjentowi szkodę i krzywdę, np. przedłużać cierpienie i leczenie, uniemożliwiać mu korzystanie z pełni życia. A to już stanowi podstawę dla żądania odszkodowania i zadośćuczynienia. Przyjmy się temu zagadnieniu opierając się o rzeczywisty przypadek z zakresu ortopedii.
Stan faktyczny
Małoletni P.P we wrześniu 1999 r. brał udział w zawodach sportowych w zapasach organizowanych przez Klub Sportowy. W trakcie walki eliminacyjnej doznał urazu w stawie łokciowym prawej ręki. Pierwszej pomocy udzielił powodowi lekarz zawodów, który dokonał repozycji stwierdzonego zwichnięcia w stawie łokciowym oraz unieruchomił tą kończynę bandażem. Nadto zaproponował przewiezienie chorego do poradni, celem dalszej diagnostyki. Wystawił przy tym kartę informacyjną podając w rozpoznaniu „zwichnięcie stawu łokciowego prawego”.
Pacjent trafił do Izby Przyjęć Szpitala w K. Wykonano tam jedno zdjęcie RTG (w jednej projekcji). Na podstawie radiogramu lekarz stwierdził zwichnięcie stawu i unieruchomił kończynę w szynie gipsowej.
Jeszcze we wrześniu 1999 r. pacjentowi usunięto szynę gipsową i skierowano go na rehabilitację.
P.P. uskarżał się na dolegliwości bólowe i ograniczenie ruchomości łokcia. Zdecydował się wykonać kolejne zdjęcie RTG i skonsultować prywatnie z ortopedą, który stwierdził złamanie awulsyjnie nadkłykcia przyśrodowego kości ramieniowej i skierował pacjenta do leczenia operacyjnego. Leczenie to okazało się nieskuteczne (nie dochodziło do zrostu oderwanego nadkłykcia), dopiero kolejny zabieg przeprowadzony w 2005 r. polegający na uwolnieniu nerwów ze zrostów przyniosło sukces i ulgę.
W sprawie powołano biegłych, którzy orzekli m.in., że
- przy wstępnym badaniu kości i stawów (gdy chodzi o staw łokciowy) powinno się wykonać przynajmniej dwa zdjęcia – tylko wówczas zostałyby spełnione założenia badania rentgenowskiego (ocena struktur w jednej projekcji może być obarczona błędem).
- zasadniczo w stosunku do dzieci i młodzieży podejmuje się próbę leczenia zachowawczego, a dopiero w razie jej niepowodzenia przeprowadza się operację,
- zdaniem jednego z biegłych leczenie powoda przez pozwanego było prawidłowe, a nadto nie istnieje bezpośredni związek zastosowanego sposobu leczenia dolegliwościami obserwowanymi po dwóch latach od urazu – biegły ten stwierdził także, że nie można jednoznacznie stwierdzić, czy zastosowanie innego sposobu leczenia dałoby lepszy wynik końcowy
Powód wnosił o zasądzenie na jego rzecz zadośćuczynienia za doznane cierpienia oraz odszkodowanie za poniesione koszty.
Sąd Okręgowy w K. oddalił powództwo.
Zasadniczym argumentem, którego użył Sąd uzasadniając swe rozstrzygnięcie było to, że skoro w stosunku do powoda mogło być zastosowane zarówno leczenie polegające na unieruchomieniu kończyny w opatrunku gipsowym, jak i leczenie operacyjne poprzez zespolenie oderwanego fragmentu do nadkłykcia przyśrodkowego kości ramiennej prawej, i obie metody są prawidłowe, to zastosowanie pierwszej ze wskazanych metod nie było błędem w sztuce lekarskiej.
Orzeczenie zostało zaskarżone apelacją, na skutek której Sąd Apelacyjny w Ł. wydał wyrok, w którym zasądził na rzecz powoda kwotę 5.000 zł tytułem zadośćuczynienia oraz 1.793,85 zł tytułem odszkodowania.
Sąd dokładniej i bardziej analitycznie podszedł do opinii biegłych. Przede wszystkim stwierdził, że z opinii biegłych wynika, że niewielkie przemieszczenie odłamu w granicach 1-2 mm uprawnia do zastosowania leczenia poprzez unieruchomienie opatrunkiem gipsowym na 3-4 tygodnie, a dopiero większe przemieszczenie jest wskazaniem do zabiegu operacyjnego. U powoda wynosiło ono tymczasem od 10 do 12 mm, a zatem było wskazaniem do zastosowaniu już na początku leczenia operacyjnego.
Sąd odwoławczy podkreślił również, że Sąd I instancji nie zwrócił uwagi na istotną okoliczność, że faktycznie powodowi usunięto gips już po 7 dniach (działając w przekonaniu, że doszło tylko do zwichnięcia, a powód odczuwał dolegliwości bólowe). Gdyby lekarze prowadzący leczenie mieli świadomość istnienia złamania kości, niewątpliwie po zdjęciu opatrunku gipsowego już po 7 dniach, wykonano by kolejne zdjęcie RTG celem oceny postępu procesu leczenia.
Sąd stwierdził więc, że:
- diagnostykę obrazową wykonano niefachowe (jedno zdjęcie, wyciągnięcie nieprawidłowych wniosków z jego oglądu),
- po zdjęciu gipsu zaś powinno być wykonane kontrolne zdjęcie RTG.
W takich okolicznościach trzeba jednoznacznie stwierdzić, że nierozpoznanie złamania kości miało wpływ na przebieg leczenia – miało więc ono przebieg nieprawidłowy. Fakt, że ostatecznie wdrożono leczenie prawidłowe i uzyskano poprawę stanu zdrowia pacjenta nie może przekreślać tego, że przez pewien czas było ono wadliwe i naraziło powoda na cierpienie (właściwe leczenie wdrożono po 95 dniach od wypadku).
Szkoda powoda polegała więc na przedłużeniu procesu leczenia o 95 dni – czyli pacjent o ponad 3 miesiące dłużej cierpiał na skutek okoliczności, za które odpowiedzialność ponosi szpital, a nadto ponosił dodatkowe koszty związane z rehabilitacją i konsultacjami lekarskimi.
Sąd Apelacyjny uznał za zasadne przyznanie zadośćuczynienia w kwocie 5.000 zł, jako adekwatnego do rozmiaru doznanej krzywdy.
Uwagi na marginesie
Ostatecznie chciałbym zwrócić uwagę na dwa, moim zdaniem wątpliwe, stwierdzenia/wnioskowania zawarte w uzasadnieniu wyroku Sądu Okręgowego w K., których nie poddał krytyce Sąd Apelacyjny.
Po pierwsze Sąd ten stwierdził, że „Lekarz w Izbie Przyjęć Szpitala w K. nie rozpoznał u powoda złamania, a tylko uraz w obrębie tkanek miękkich. Taki brak właściwego rozpoznania jest zaniedbaniem, lecz nie błędem w sztuce lekarskiej. Leczenie powoda przebiegało na każdym etapie zgodnie ze sztuką lekarską”. Z takim zapatrywaniem nie można się zgodzić. Odstępstwo od zasad wykonywania badań radiologicznych i błędne wnioskowanie z ich wyników powinno być bowiem interpretowane w kategoriach błędu diagnostycznego i być traktowane jako sprzeczne ze sztuką lekarską.
Nadto, w ocenie Sądu nie bez znaczenia pozostawał także fakt, że postawiona diagnoza i leczenie powoda przebiegało w szpitalu, który nie prowadzi działalności w dużym ośrodku miejskim (co też wiąże się z inną liczbą przypadków w których zachodzi potrzeba udzielenia pomocy i rodzajem urazów doznanych przez pacjentów, a ponadto aparaturą medyczną na wyposażeniu szpitala) oraz nie posiada zaplecza akademickiego. Lekarze udzielali powodowi pomocy zgodnie z posiadaną wiedzą i nabytymi umiejętnościami, które wiązały się z wykonywaną przez nich pracą (doświadczeniem zawodowym).
Moim zdaniem można wyprowadzić z tego wniosek, że Sąd uważa, że skoro lekarze udzieli powodowi pomocy zgodnie posiadaną wiedzą i swoimi umiejętnościami, mimo że nie są one zgodne z aktualną wiedzą medyczną, to nie można im przypisać winy, albo co najmniej ich odpowiedzialność ze wspominanych względów powinna być łagodzona. Przyjęcie wnioskowania Sądu oznaczałoby, że wymogi względem wiedzy – w szczególności w tak prostych przypadkach jak ten opisywany – są różne dla lekarzy pracujących w różnych podmiotach leczniczych.
Prześlij komentarz