Dziś przedstawimy historię pacjenta, którego przypadłość rozpoczęła się od pozornie prostego zapalenia ścięgna Achillesa, a zakończyła masywnym zatorem płucnym. Jest ona nie tylko przerażającym przykładem na to, jak błędy medyczne mogą wpłynąć na życie pacjenta, ale również dowodem na znaczenie właściwej opieki i zachowania standardów medycznych.
Sprawa dotyczy pewnego mężczyzny, który zgłosił się do lekarza prowadzącego prywatną praktykę, z powodu zapalenia ścięgien Achillesa w obu kończynach. Tenże lekarz zbadał pacjenta, wykonał tzw. blokadę oraz zlecił badanie krwi i badanie USG obu ścięgien. Następnie, po analizie wyników badań, kilka dni później, lekarz zdecydował o unieruchomieniu lewej kończyny mężczyzny za pomocą gipsowego opatrunku. Lekarz nie uważał proponowanej przez pacjenta terapii falą uderzeniową za skuteczną i nie rozważał innych metod leczenia. Co istotne - nie przepisał pacjentowi leków przeciwzakrzepowych, ponieważ w jego ocenie pacjent nie znajdował się w tzw. grupie ryzyka.
Po założeniu gipsu mężczyzna poruszał się z pomocą kuli. Niestety, nieco ponad dwa tygodnie od założenia unieruchomienia, mężczyzna będąc w swoim domu nagle stracił przytomność. Został natychmiast przewieziony do szpitala, gdzie po badaniu tomograficznym stwierdzono masywny zator płucny. Pacjent był hospitalizowany przez niemal dwa tygodnie, w tym przez dwa dni na oddziale intensywnej terapii. Opatrunek gipsowy został zdjęty dwa dni przed wypisaniem ze szpitala. W późniejszym czasie mężczyzna odbył dwie konsultacje u lekarza ortopedy, który zdecydował się na zastosowanie terapii falą uderzeniową.
Mężczyzna zdecydował się pozwać lekarza, do którego zgłosił się z zapaleniem ścięgien Achillesa. Sprawę w pierwszej instancji rozstrzygał Sąd Okręgowy. W samym pozwie mężczyzna domagał się od lekarza:
- 60.000 zł tytułem zadośćuczynienia za rozstrój zdrowia wywołany wadliwym leczeniem ścięgien Achillesa, skutkujący zatorem płucnym i spowodowaną zaniedbaniami w leczeniu konieczność długotrwałej hospitalizacji oraz
- ok. 15 tyś zł tytułem odszkodowania.
Lekarz nie widział swojej winy w sprawie i wszelkie zarzuty mężczyzny kwestionował.
Sąd pierwszej instancji dokładnie przeanalizował sprawę i ustalił, że zator tętnicy płucnej, który stanowił zagrożenie życia dla mężczyzny, miał swoje źródło w skrzeplinach, które powstały w żyłach unieruchomionej kończyny. Dodatkowo sąd zaznaczył, że istnieje wysokie ryzyko nawrotu tego schorzenia, wynoszące nawet 30% w okresie kilku lat. Zgodnie z obowiązującymi wówczas wytycznymi w przypadku unieruchomienia kończyny dolnej zalecano stosowanie profilaktyki przeciwzakrzepowej w postaci heparyny drobnocząsteczkowej, co redukuje ryzyko zakrzepicy o połowę. W ocenie sądu mężczyzna posiadał co najmniej dwa czynniki ryzyka, które zostały zignorowane przez pozwanego lekarza. Należały do nich:
- wiek
- unieruchomienie kończyny dolnej.
Sąd wskazał, że niezastosowanie właściwej profilaktyki przeciwzakrzepowej w przypadku pacjenta doprowadziło do znacznego pogorszenia jego stanu zdrowia oraz zagrażało jego życiu. Sąd podkreślił, że lekarze mają obowiązek wykonywać swoje obowiązki zgodnie z aktualną wiedzą medyczną, stosując odpowiednie metody leczenia i profilaktyki, a także przestrzegać etyki zawodowej i zachowywać należytą staranność. Winą lekarza była jego nieznajomość obowiązujących standardów medycznych, które wyraźnie wskazywały na potrzebę zastosowania profilaktyki przeciwzakrzepowej oraz podania odpowiednich leków powodowi.
W świetle opinii biegłych sąd ustalił, że istnieje jasny związek przyczynowy między postępowaniem lekarza a zaistniałym stanem rzeczy i zdrowiem mężczyzny. Z tego względu zasądził na rzecz powoda zadośćuczynienie w wysokości 60.000 zł za doznaną krzywdę oraz zwrot kosztów dodatkowego leczenia.
Z wyrokiem sądu I instancji nie zgodził się pozwany lekarz i wniósł apelację.
Podnosił w niej , że wystąpienie zatoru płucnego u pacjenta mogło być wynikiem ryzyka leczenia, na które pacjent wyraził zgodę w umowie o świadczenie usług medycznych. Ponadto kwestionował brak ustalenia rzeczywistej szkody przy zasądzeniu zadośćuczynienia oraz twierdził, że lekarz odpowiada jedynie za należyte wykonywanie usługi medycznej, a nie za jej skutki.
Sąd apelacyjny stwierdził jednak, że sąd pierwszej instancji odpowiednio wyjaśnił wszystkie istotne okoliczności faktyczne i właściwie ocenił ich konsekwencje prawne. Sąd podtrzymał stanowisko, że to właśnie pozwanemu lekarzowi należy przypisać odpowiedzialność deliktową wobec mężczyzny za rozstrój zdrowia, który był bezpośrednio związany z zaniechaniem lekarza polegającym na niewdrożeniu profilaktyki przeciwzakrzepowej podczas leczenia polegającego na unieruchomieniu jego kończyny dolnej. Sąd drugiej instancji oddalił apelację jako bezzasadną.
Opisany przypadek pokazuje, że lekarze są gwarantami bezpieczeństwa w zakresie wdrożonego leczenia (także, a może w szczególności, gdy pacjent opuszcza po wizycie gabinet lekarski) oraz wagę właściwej profilaktyki przeciwzakrzepowej, której brak może pociągać za sobą fatalne skutki. Jest ona szczególnie wymagana tam, gdzie dochodzi do długotrwałych unieruchomień. Ostatnim i oczywistym wnioskiem jest to, iż lekarze zobowiązani są do ustawicznego kształcenia się i przestrzegania zasad wynikających z wytycznych renomowanych towarzystw naukowych.
Prześlij komentarz