Zakażenie endogenne, prawidłowość diagnostyki a odpowiedzialność szpitala

Zakażenie endogenne, prawidłowość diagnostyki a odpowiedzialność szpitala

Zakażenia szpitalne, szczególnie w przypadku infekcji wywołanych przez lekooporne szczepy bakterii, wciąż stanowią wyzwanie medyczne, choć ich liczba wydaje się jednak maleć (co obrazuje także spadająca ilość powództw związanych z zakażeniami szpitalnymi).

Przyczyną odpowiedzialności szpitala za rozstrój zdrowia, lub jego pogłębienie się, nie zawsze jest jednak doprowadzenie do zakażenia pacjenta, a niekiedy nieprawidłowość w leczeniu infekcji. Zilustrujmy to na następującym przykładzie:

Ciężarna pacjentka trafiła do szpitala z rozpoznanym nadciśnieniem ciążowym. Wcześniej przechodziła operacyjny zabieg leczenia otyłości.

Dnia 19 maja 2007 r. ciążę zakończono przez cesarskie cięcie. Dwa dni później u pacjentki wystąpiła gorączka wobec czego podano jej antybiotyki. W czwartej dobie po zabiegu stwierdzono, że rana po cesarskim cięciu jest zaczerwieniona oraz występuje wydzielina krwisto-ropna, którą pobrano do badania bakteriologicznego.  Wymazy z rany i szyjki macicy pobierano jeszcze pod koniec maja 2007 r. Posiewy były 24-godzinne. Wyhodowano gronkowce koagulozoujemne (czyli naturalnie występujące np. na powierzchni skóry lub w pochwie jako flora fizjologiczna), flory patogennej nie stwierdzono.

W dniu 11 czerwca matka pacjentki, będąca diagnostą laboratoryjnym, pobrała wymaz z rany pooperacyjnej córki i przekazała go do laboratorium. Po 48 godzinach wyhodowano gronkowca złocistego wrażliwego na antybiotyk. Matka dostarczyła wyniki badań szpitalowi, po czym zmieniono antybiotyk i uzyskano poprawę stanu zdrowia pacjentki. Ostatecznie 20 czerwca pacjentkę wypisano do domu.

Istotą sprawy nie była kwestia ewentualnego zakażenia powódki gronkowcem (zresztą z opinii biegłych wynikało, że zakażenie miejsca operowanego zostało wywołane przez bakterie należące do flory bakteryjnej powódki i że gronkowiec złocisty nie był szczepem szpitalnym, choć jeden z biegłych upatrywał egzogennego źródła zakażenia, aczkolwiek bazował jedynie na statystyce), lecz nieprawidłowości w leczeniu chorej.

Podstawą żądania powódki było niepodjęcie właściwych czynności diagnostycznych, co w następstwie doprowadziło do wydłużenia hospitalizacji (ponad 4 tygodnie zamiast ok. 4 dni) i przedłużenia cierpień (za które uznano m.in. bóle przy czyszczeniu rany, czasokres utrzymywania się podwyższonej temperatury, dreszcze), a także pozbawiło ją możliwości zajmowania się nowonarodzonym dzieckiem. Pacjentka podniosła także, że na skutek nieprawidłowości leczenia cierpi na przepuklinę.

Powódka żądała zapłaty na jej rzecz kwoty 80.000 złotych tytułem zadośćuczynienia za doznaną krzywdę.

Powódka żądała zapłaty na jej rzecz kwoty 80.000 złotych tytułem zadośćuczynienia za doznaną krzywdę.

W sprawie ustalono, że gdyby pozwany szpital przeprowadził dłuższe niż 24-godzinne posiewy to wcześniej postawiono by prawidłowo diagnozę, dobrano odpowiedni antybiotyk i doprowadzono do wyleczenia pacjentki, a tym samym stopień i okres jej hospitalizacji i cierpień byłby zdecydowanie mniejszy. W odniesieniu do przepukliny biegli stwierdzili, że po pierwsze w toku badań nie udało się jej uwidocznić, a nadto że ewentualna przepuklina nie może być efektem przebytego zakażenia.

W tych okolicznościach sprawy Sąd Okręgowy w B. zasądził na rzecz powódki kwotę 10.000 zł tytułem zadośćuczynienia za doznaną krzywdę. Rozstrzygnięcie to co do zasady utrzymał Sąd Apelacyjny w G. zmieniając tylko orzeczenie o odsetkach.

Prześlij komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

1 komentarz

  1. Witam.
    { w bardzo znacznym skrócie}
    Mój ojciec zmarł po ponad 2, 5 miesięcznym pobycie w szpitalu. Dopiero z dokumentacji medycznej dowiedziałem się , że w trakcie pobytu doszło do serii zakażeń o których członków rodziny nie informowano. Jedną z przyczyn tych zakażeń był brak właściwych procedur{ izolacji, środki dezynfekujące, itp} oraz ich ukrywanie. W tym przypadku w dokumentacji medycznej te zakażenia są traktowane jako zakażenia szczepami wrażliwymi, które nie wymagają odpowiednich środków i nie wymagają powiadomienia Sanepidu . Po śmierci zadałem sobie pytanie : :jak to możliwe aby szpital nie obawiał się żadnych konsekwencji? I odpowiedź jest bardzo prosta. Występując przeciwko szpitalowi o zakażenia mamy przeciwko sobie służby podległe Samorządowi, który zazwyczaj jest właścicielem szpitala, Sanepid , który pośrednio odpowiada za stan sanitarny szpitala, NFZ, który także odpowiada za przestrzeganie standardów a także nadzór pełniony przez szpitalne komitety ds zakażeń. I w ich interesie jest zafałszowanie prawdy o szpitalnych zakażeniach. W efekcie na OAIIT jednego z najlepszych szpitali chorzy o niskich rokowaniach leczeni są na jednej sali z chorymi zakażonymi alertpatogenami. Dochodzi do wzajemnych zakażeń co praktycznie pozbawia szans na przeżycie. Mój ojciec miał trzykrotne zapalenie płuc , dwukrotne nerek, dwukrotne krwi , oraz biegunkę pobakteryjną.I jak do tej pory wszystkie instytucje{ UW. Rzecznik OZL, Konsultant Wojewódzki, OW NFZ} do których pisałem skargi na szpital uznały jego postępowanie za prawidłowe.Więc ta spadająca ilość powództw jest raczej związana z brakiem wiary niż z poprawą warunków leczenia. I w Polsce przydałoby się aby w szpitalach obecni byli przedstawiciele kancelarii prawnych. Jestem pewny, że w bardzo krótkim czasie poprawiłoby się bezpieczeństwo pacjentów w szpitalach. W tej chwili dla kadry zarządzającej przepisy ustawy o chorobach zakaźnych nie istnieją. Stosowanie ich jest niepotrzebnym kosztem. Lepszy jest antybiotyk. I albo pacjent przeżyje albo nie. Z poważaniem JM

Zobacz również