W 2012 roku do Sądu Okręgowego w G. trafił pozew matki dziesięcioletniego dziecka, które w 2002 r. urodziło z zespołem wad. Ciąża została rozwiązana przez cesarskie cięcie. Matka, jako powódka, w pozwie żądała zasądzenia kwoty 1.500.000 zł tytułem zadośćuczynienia za cierpienia syna. W uzasadnieniu wskazała, iż pozwany szpital dopuścił się „uszkodzenia ciała jej syna w postaci porażenia kończyn górnych i dolnych”. Sprawę przegrała z przyczyn czysto formalnych.
Ze szpitalnej dokumentacji medycznej wynikało, iż dziecko urodziło z zespołem wad wrodzonych. U noworodka rozpoznano wrodzone zesztywnienie i przykurcze stawów z dysplazją mięśni.
Szpital podniósł zarzut przedawnienia roszczeń, a nadto wskazał, że dziecko urodziło się z wadami wrodzonymi, nie można mu zatem przypisać winy, ostatecznie zaś zwrócił uwagę na to, że dochodzona przez powódkę kwota jest wygórowana.
Podstawę takiego rozstrzygnięcia sądu stanowił bowiem brak czynnej legitymacji procesowej do dochodzenia zasądzenia zadośćuczynienia.
Najprościej rzecz ujmując legitymacja procesowa to uprawnienie wynikające z przepisów prawa do uczestniczenia w procesie. Legitymacja czynna to prawo do występowania w charakterze powoda, a zatem tego kto wytacza powództwo (lub na czyją rzecz jest wnoszone).
Powódka żądała zadośćuczynienia. Jest to forma kompensacji krzywdy (a więc szkody niemajątkowej – cierpień). Podstawą żądania jest przepis art. 445 § 1 Kodeksu cywilnego. Na jego podstawie można domagać się zadośćuczynienia m. in. w razie uszkodzenia ciała lub wywołania rozstroju zdrowia.
Prawo do jego żądania przysługuje natomiast tylko temu, komu została krzywda wyrządzona. A więc tylko syn powódki mógł być powodem w sprawie. Ponieważ był małoletni powództwo na jego rzecz mogła wytoczyć matka jako przedstawiciel ustawowy. Matka jednak nie wskazała, iż czyni to na rzecz syna, a zatem zakładać należy, że żądania formułowała we własnym imieniu i na własną rzecz.
W procesie cywilnym sąd nie może z urzędu dokonywać zmian stron procesowych (czyli powoda i pozwanego). Warto więc korzystać z pomocy pełnomocnika, ponieważ omawiana sprawa została przegrana z przyczyn czysto formalnych.
Rzeczywiście wydaje się, że wyrok oddalający zapadł z przyczyn czysto formalnych. Chociaż dużo racji jest z pewnością w twierdzeniu, że zadośćuczynienie się nie należy na wskazanej podstawie (albowiem przysługuje ono bezpośrednio pokrzywdzonemu a nie osobie trzeciej czy też osobie pośrednio pokrzywdzonej) to jednak można próbować bronić tezę, że art 23 i 24 kc dają furtkę do wyjścia z tej sytuacji. Pozostaje kwestia znalezienia i odpowiedniego nazwania dobra osobistego matki które zostało bezpośrednio naruszone wówczas będą podstawy do wydania wyroku zasądzającego (tak jak to robiono przed wprowadzeniem przepisu art 445 par 3 kc). Nie zmienia to faktu, że rzeczywiście pomoc pełnomocnika pozwoliła by uniknąć tych zupełnie zbędnych problemów.
Faktycznie, sąd mógłby analizować żądanie matki dziecka pod katem jej własnego cierpienia, natomiast należało wtedy podać inną podstawę faktyczną żądania i udowadniać istnienie dobra osobistego w postaci np. "prawa do poczęcia zdrowego dziecka" lub innego nienazwanego jeszcze dobra osobistego. W przedmiotowej jednak sprawie sąd oddalił powództwa z uwagi na błędne oznaczenie osoby powoda (śmiem twierdzić – dwa wersy w piśmie inicjującym postępowanie), toteż jakkolwiek pacjent uważa się za osobę znającą rodzime prawo zachęcam do niewystępowania jako swój własny pełnomocnik, bo może to wiele kosztować.
-Teoretycznie- wydaje się to być możliwe. Trop z poszukiwaniem ochrony prawej wynikającej z ochrony dóbr osobistych wydaje się być sensowny. Sam zastanawiałem się nad tą koncepcją. Nigdy jednak nie spotkałem podobnego przypadku w praktyce. Choć katalog dóbr osobistych się nieustannie poszerza, to analiza orzecznictwa pokazuje, że przede wszystkim musi dochodzić do "bezpośredniego" pokrzywdzenia – w opisanym przypadku nie jest ono jednak oczywiste. Idąc tym tokiem rozumowania można wyobrazić sobie powództwo matki przeciwko sprawcy przestępstwa popełnionego na szkodę jej syna (np. rozboju – matka może cierpieć psychicznie z powodu cierpień dziecka) – w polskich realiach sądowych trudno mi jednak wyobrazić sobie wyrok zasądzający na rzecz matki z tytułu naruszenia dóbr osobistych dziecka (i poniekąd także matki).
Jest pole do polemiki w tym zakresie – czego dowodzi istnienie potwierdzone orzecznictwem prawo do kultu osoby zmarłej, gdzie też na pierwszy rzut oka jak się zdaje też nie ma wprost owej obiektywnej bezpośredniości pokrzywdzenia…
dobro osobiste jakim jest zdrowie psychiczne/spokój psychiczne (obok zdrowia fizycznego) każdego człowieka, bezsprzecznie jest dobrem osobistym i wydaje się na tyle pojemne aby mogło obejmować prawo do życia bez trosk i zmartwień, stresu itp, które to okoliczności z pewnością towarzyszą matce opiekującej się dzieckiem obciążonym zespołem wad, które to stany chorobowe powstały wskutek źle przeprowadzonego zabiegu. Wg mnie jest tutaj bezpośredniość pokrzywdzenia – inna natomiast kwestia czy przy tak konstruowanej podstawie faktycznej żądanie zasądzenia tak znacznej kwoty by było uzasadnione albo w ogóle się ostało. Po pierwsze dlatego że obok tego roszczenia w dalszym ciągu istniałoby roszczenie dziecka, a po drugie że istniałyby zasadnicze trudności z udowodnieniem winy jako niezbędnej przesłanki zadośćuczynienia dochodzonego w tych okolicznościach (art 448 kc – czy szpital działał bowiem z zamiarem naruszenia dóbr osobistych matki w/w ? raczej nie – pozostaną jej tylko podstawowe środki ochrony dóbr osobistych). Trzeba jednak jasno powiedzieć, że powyższe rozważania są nieco naciągane i nie służą de facto idei z która matka wystąpiła do sądu (wystąpiła ona nie po to żeby za swoje cierpienie dochodzić zadośćuczynienia a za cierpienia dziecka – a zatem rozważania powyższe mają jedynie walor teoretyczny gdyż nie przystają jak sądzę do przytaczanych okoliczności faktycznych z których wywodzone było roszczenie. Innymi słowy rozważania te prowadzą jedynie do udzielenia odpowiedzi na pytanie czy gdyby matka wystąpiła z takim żądaniem we własnym imieniu to czy byłoby ono teoretycznie, tj. w sensie prawnym uzasadnione, uzasadnione)